„Odkrywamy Talenty Przyszłości”
IV edycja rok 2015
Wiersze Izabeli Kołaszewskiej – III miejsce
Ballada o Malarzu Marzeń
Pewien malarz znany w okolicy
Zgrabny, przystojny i bladolicy,
Razu pewnego chciał namalować
Przepiękny obraz, by miłość w nim schować.
Malarz malował zwykle portrety
Księżniczek, książąt, ich konie, karety,
Tym razem miał stworzyć coś zupełnie innego.
Od poprzednich dzieł różnego.
Chciał namalować obraz o miłości,
Jak wielki pisarz swym piórem mądrości,
Jak skromny poeta chwilę zmienić w wieczność,
By trwała na zawsze, by biło z niej piękno.
By ludzie patrzyli na nią z zachwytem.
Szczęście nie było jedynie kaprysem.
Ich oczy błyszczały szczerym uznaniem
Dla malarza i dzieła, co po nim zostanie.
Malarz, gdy spacerował w pewien dzień jesienny
Zobaczył słońce, co za horyzont chowa się senny,
Żegnane przez dzień barwami tęczy,
Kwiatami i drobnymi nitkami pajęczyn.
Spojrzał nań czule – kochał on słońce
Jasne, miłe, czasem gorące,
Co życie daje całemu światu,
Co na noc się kryje, podobne do kwiatu.
Pomyślał malarz, że w obraz zamieni
Słońce, co odchodzi do krainy cieni,
Lecz nim się obejrzał, słońce dawno znikło,
By zostawić go z ciemnością nastającą rychło.
Zasmucił się malarz i wrócił do domu,
O swej porażce nie mówiąc nikomu.
Chciał piękno zatrzymać, lecz się wyrwało.
Chciał miłość schwytać, lecz się nie udało.
Nagle pomyślał, że wcale nie musi
malować tego, czym świat go kusi.
Muzyk wszak nigdy jeszcze nie słyszał
Melodii, którą stworzył i spisał.
Postanowił malarz, że w swoim obrazie
Schowa całą miłość w pięknym krajobrazie,
Którego nikt jeszcze nie poznał
I jego piękna nie doznał.
Malował malarz piękną, jasną łąkę
Obsypaną kwieciem i kanciastą jabłonkę,
Co ugina się pod rumianych jabłek ciężarem,
I dzieci, co zrywają je z radosnym zapałem,
I psa, co w barwnym kwieciu się tarza,
I dziewczę młode z urodą, co dwa razy się nie zdarza,
Bławatki, maki i złote kaczeńce,
Stokrotki, subtelne i ich rumieńce.
Nad bożym światem górowało słońce,
Co dotyka wszystkiego promieni swych końcem,
Błyszcząc jasno nad każdym istnieniem
I miłość ma w oczach, gdy tuli je do siebie.
Malował malarz długo, a gdy ujrzał całość,
Ogromny dreszcz przeszył jego ciało,
Bo stworzył dzieło, które całe było
Miłością do świata i tego, co żyło.
Pokochał malarz swoją wyobraźnię,
Podobną do jawy, lecz błyszczącą jaśniej.
Malował obrazy kolorując szczęściem
I piękno z nich biło, i radość najczęściej.
Malarz stał się sławny po kilku latach,
A jego obrazy znali ludzie z całego świata.
Przestały go obchodzić zwykłe zdarzenia.
Stał się malarzem, co malował marzenia.
***
Słowa
Słowa mogą być słodkie, jak cukierek,
miłe, jak ciepły wiatr,
Kojące, jak najlepsza maść
i nie gorzkniejące z biegiem lat.
Słowa mogą być lekkie, jak motyle
wesoło pląsające po twoich ustach.
Pełne uśmiechu, dobroci i szczęścia.
Słowa mogą wiele wyjaśnić,
wskazać drogę, wyznaczyć szlak.
Mogą być subtelne, jak mimoza
i nieśmiałe, jak blask poranka.
Słowa mogą ranić, jak sztylety
obłudą, kłamstwem, nienawiścią
strachem i brakiem odwagi
do przyznania się do winy.
Wiersze Szymona Gontarczyka – wyróżnienie
Rozmowa
Siedziała naprzeciwko mnie
Widziałem jej dłonie spracowanie
I stary sweter.
Chwyciła za nóż
I spracowanymi dłońmi
Zaczęła obierać jabłko.
Siedzieliśmy w milczeniu.
Patrzyłem na nią,
Na jej błękitne oczy.
Odezwała się ciepłym głosem.
Czy to ja przemówiłem pierwszy,
Czy ona? Nie pamiętam.
Zaczęła zajadać się owocem,
Chwyciła go jak zwykle,
Zwyczajnie, odruchowo.
Zacząłem jej tłumaczyć
O Francji, szkole, nauce.
Patrzyła na mnie fiołkowymi oczami.
Odetchnąłem. Wziąłem łyk herbaty.
Zaczęła mi opowiadać.
Przytakiwałem, słuchałem.
Zapomniałem już o czym mówiła,
A powinienem pamiętać każde słowo mojej babci,
Każdą myśl.
Dokończyła jabłko.
Pozbierałem obierki.
Ona w tym czasie wyszła…
Ubrana byłaś w bordowy sweter,
a twe niebieskie oczy wygasały
Wraz z upływem lat.
***
Życie
Życie jest jak
Bajka co zamydla oczy
Sen co zamyka oczy
Wiatr co załzawia oczy